sobota, 18 maja 2013

Jeroma David Salinger - Buszujący w zbożu






            Myślę, że każdy, bądź większa część z nas chociaż raz w życiu usłyszał tytuł "Buszujący w zbożu". Powieść bowiem jest głośna, a przynajmniej jej wydaniu towarzyszył wielki rozmach. Książka  należy do kanonu literatury anglojęzycznej. Pomimo ocenzurowania ze względu na wulgarność i poruszane w niej tematy seksualności nastolatków, wkrótce po opublikowaniu, stała się bestsellerem. Początkowo została zakwalifikowana jako lektura wyłącznie dla dorosłych. Do dzisiaj jest jednak jedną z najbardziej popularnych i rozchwytywanych powieści, a kolejne pokolenia chętnie po nią sięgają. To właśnie kontrowersyjny rozgłos powieści stał się głównym powodem, dla którego sięgnęłam po wyżej wymieniony tytuł. Ciekawe jest ponadto, że to jedyna powieść wydana przez tego autora.

             Akcja rozgrywa się w ciągu zaledwie trzech dni w połowie grudnia 1949 roku. Główny bohater, będący zarówno narratorem, z perspektywy czasu opowiada historię swojej "wariackiej przygody". Holden Caulfied jest szesnastoletnim, wrażliwym chłopcem nie mogącym odnaleźć się w zakłamaniu i obłudzie otaczającego go świata. Momentem zwrotnym powieści, a także jego dorastania okazuję się bójka ze współlokatorem, po której postanawia rzucić szkołę, z której i tak został z resztą wydalony. Rozpoczyna swoją samotną wędrówkę po Nowym Jorku, podczas której odwiedza nocne kluby, spotyka wielu ludzi mniej lub bardziej interesujących, by na koniec podjąć decyzję o ucieczce.

              Lektura "Buszującego w zbożu" nie sprawia trudności pomimo braku wartkiej akcji, obfitującej w ciągłe przemyślenia głównego bohatera. Nie sprawia również ogromnej przyjemności, a może utwierdzić w przekonaniu, że dorastanie jest jednym z najbardziej skomplikowanych etapów w życiu człowieka. Ciągłe próby buntu Holdena, jego dekadenckie podejście do życia czasem bardziej irytują niż zachwycają. Mimo iż książka została okrzyknięta światową klasyką, nie do końca rozumiem jej fenomenu. Możliwe jest, że sięgnęłam po nią zdecydowanie za późno, będąc już dorosłą osobą. Nie potrafiłam się odnaleźć w świecie szesnastoletniego chłopca. Książka nie oddaje ducha współczesnych czasów, dlatego też dzisiejszy czytelnik może spodziewać się zupełnie innych kontrowersji, wulgarności bądź niestosowności. Obecnie alkohol, wulgaryzmy czy sex nie wywierają wielkiego wrażenia na współczesnych nastolatkach. Trzeba jednak pamiętać, że Holden Caulfied przez wiele pokoleń był bożyszczem nastolatków, zwłaszcza buntowników. Chociażby z tego względu powieść zasługuje na zainteresowanie. Interesujące jest również zestawienie świata dorosłych pełnego pozorów z idylliczną wizją dzieciństwa.
             
                  Pomimo wielu niekwestionowanych walorów powieści, "Buszującego w zbożu" wyprzedza  jego sława i rozgłos. Książka bowiem nie okazuje się wybitnie głęboka, poruszająca czy zapierająca dech w piersiach. Ciężko także poczuć ogromną sympatię do głównego bohatera, bo jak już wcześniej zauważyłam, jego postawa po prostu irytuje. Jednak znajdą się również tacy, którzy będą bronić powieści i zażarcie odpierać argumenty jej przeciwników. Myślę, że właśnie przede wszystkim to stanowi o jej wielkości. Książki nie odradzam przeczytać. Warto samemu się przekonać czy słowo: "wybitna" tu pasuje. 






sobota, 4 maja 2013

Roman Bratny - Kolumbowie. Rocznik 20

 



        Powieść Bratnego, obok "Kamieni na szaniec", jest jedną z najgłośniejszych polskich książek traktujących o młodych akowcach. Jest pierwszą powojenną pozycją opisującą losy oddziałów Armii Krajowej i polskiego podziemia. Nic zatem dziwnego, że to właśnie od niej wzięło nazwę całe pokolenie urodzone na początku lat dwudziestych XX w. 

       "Kolumbowie. Rocznik 20" jest utworem o przyjaźni w czasach szczególnie trudnych - spełniającej się apokalipsy. Bohaterów książki charakteryzuje młodzieńczy idealizm, uwikłanie w historię, potrzeba wielkiej bliskości z drugim człowiekiem. Bratny opisuje sylwetki niektórych spośród tego tragicznego pokolenia. Należą do nich między innym Jerzy, Kolumb, Zygmunt czy Czarny Olo. Wspólnym przeżyciem ich młodości jest wojna, czas walki, dokonywania wyborów, obcowania ze śmiercią, żegnania najbliższych. Szczególnym momentem w ich biografii było powstanie warszawskie, kiedy cementowała się ich przyjaźń. Wtedy to zrozumieli czym jest odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale także za drugiego człowieka. I nic dziwnego, że biografie bohaterów Bratnego nie różnią się od tysięcy innych ludzi, których młodość przypadła na lata 30 XX wieku. Na ten temat można pisać wiele i obszernie, a wnioski, jakie płyną z książki widoczne są również w innych powieściach traktujących o polskim pokoleniu kolumbów. A te prawie wszyscy znamy i nie będzie nowością pisać o tragizmie i dramacie ówczesnej młodzieży. Dla mnie jednak pozycji o straconym pokoleniu nigdy nie będzie zbyt wiele. 

        Istotne jest jednak, że Bratny nie utrzymuje powieści w duchu wielkiego patriotyzmu czy patosu. Owszem czytamy o wielkim braterstwie, przyjaźni i poświęceniu. O tym, że Kolumbowie nie zastanawiali się za jaką Polskę walczą - dla nich wróg był ten sam i łączył ich jednakowy cel. Jednak Bratny powoduje, że nie każda postać może nam przypaść do gustu. Udowadnia, że patriotyzm nie był cechą wpisaną z życiorys każdego młodego człowieka. Wybierając reportażowy, miejscami niemalże powściągliwy ton, Bratny nakreśla obraz walk, zwłaszcza w scenach poświęconych powstaniu warszawskim. I widzimy, że nie zawsze wiązała się ona z wielkim honorem i hołdem składanym ojczyźnie. 

       Na szczególną uwagę zasługuję również trzecia część powieści ukazująca, jak akowcy radzą sobie w już "wolnej" Polsce. Bratny w niezwykle prawdziwy i realistyczny sposób pokazuje, że gdy skończyła się wojna, wielu młodych ludzi nie wiedziało w jaki sposób pokierować swoim życiu. Wielu z nich po kilkuletniej walce, nie potrafiło odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Powojenna Polska okazała się dla wielu równie ciężkim przeżyciem jak okupacja.

      Nic zatem dziwnego, że "Kolumbowie. Rocznik 20" należała kiedyś do kanonu lektur. Z pewnością także i obecnie pojawia się czasem jako pozycja uzupełniająca. Powieść Bratnego powinien znać każdy Polak. Co świadczy o jej wielkości? Może proste, ale zarazem fundamentalne założenie, że bohaterowie Bratnego, tak jak i dzisiejsza młodzież, mieli własne cele, plany na przyszłość, rozterki duchowe. W większości im jednak nie dane było dokonywać podobnych decyzji. Pomimo zapomnienia, książka przeżyła próbę czasu.



niedziela, 21 kwietnia 2013

Wielki Gatsby - Francis Scott Fitzgerald

   


         O "Wielkim Gatsbim" znowu niebawem zrobi się głośno. Wszystko dzięki kolejnej ekranizacji w doborowej obsadzie. Wielu z nas z pewnością sięgnie po powieść, by się zapoznać z tematyką. Jednak tak naprawdę fabułę można streścić w kilku zdaniach. Ot zwykła historia o niespełnionej miłości, zdradzie czy złudzeniach. Zdawałoby się, że niezwykle prosta i nieskomplikowana. A przecież za słowem klasyka powinno kryć się coś więcej. I tak jest. "Wielki Gatsby" to przede wszystkim opowieść o tak zwanym "american dream". A właściwie raczej o tym jak z każdą stroną powieści rozpada się ów wielki, amerykański sen. Morał nasuwa się sam: pieniądze szczęścia nie dają, a wartości jakim hołduje większość bohaterów, bynajmniej nie należą do szlachetnych. O tym czytelnik sam szybko się z resztą przekona.

     Tytułowy Gatsby to człowiek tajemniczy, intrygujący, za życia już owiany swoistym mitem i kultem, bo tak naprawdę niewiele wiadomo na jego temat. Większość to plotki i domysły. Podobno skończył Oxford, inni mówią, że zabił człowieka... A to prowadzi z kolei do tego, że jego postać staje się szalenie interesująca. Przyjęcia w jego domu przyciągają tłumy, słyną z dobrej zabawy, alkoholu i atrakcji. Jego postać budzi wiele kontrowersji. Z jednej strony widzimy człowieka zdeterminowanego, który prawdopodobnie nie do końca legalnie zdobył majątek i odniósł sukces. I wcale nie trzeba być wnikliwym czytelnikiem, by domyśleć się dla kogo Jay to wszystko robi i w czyich oczach chce zyskać uznanie, podziw i pożądanie. Motorem napędowym jego wszystkich dążeń jest Daisy - utracona niegdyś miłość. W tym miejscu poznajemy innego Gatsbiego - romantyka, który robi wszystko, by odzyskać ukochaną i przywrócić dawne wspomnienia. Rzeczywistość jednak okazuje się brutalna, bowiem nie można przeżyć na nowo czasu, który się już raz przeżyło. 

       Co jeszcze? Nowy York, przepięknie i barwnie ukazany. Stanowi to jedną z największych wartości powieści. Książka wspaniale oddaje ducha tamtych czasów, które kojarzą się przede wszystkim z prohibicją, rozwojem gospodarczym czy zorganizowaną przestępczością. 

      My Polacy może nie do końca uwierzymy w tragizm "american dream". Mamy przecież swojego Wokulskiego, który także robił wszystko, by zbliżyć się do ukochanej. Może polskie realia będą dla większości z nas bardziej znajome i przekonujące, a może ci, co nie przepadają za "Lalką" w "Wielkim Gatsbim" dostrzegą to, czego nie zdołali u Prusa. Jednak zbyt wielkim uproszczeniem byłoby doszukiwać się w powieści Fitzgeralda naszej "Lalki". Podobieństwo jednak tkwi w ponadczasowości i uniwersalności obydwu powieści. Czy chcemy, czy nie "Wielki Gatsby" to klasyka i tam właśnie jego miejsce. Mnie powieść urzekła, z pewnością nie żałuję, że ją przeczytałam. 



sobota, 13 kwietnia 2013

Igrzyska śmierci - Suzanne Collins






      "Igrzyska śmierci" to surrealistyczna i dosyć wyraziście nakreślona wizja przyszłości. Przedstawiona jest głównie poprzez obraz Panem - państwa, które powstało na zgliszczach i pogorzelisku Ameryki Północnej. Państwa, które nie wzbudza podziwu swą nieograniczoną siłą, nieomylną władzą i powszechnym dobrobytem. Bo Panem tak naprawdę to zaledwie namiastka tego, co było kiedyś. Kraj podzielony został na 12 dystryktów, a w każdym z nich ku przestrodze kultywowana jest pamięć o 13 - tym, które wznieciło bunt przeciwko surowemu Kapitolowi, przez co zostało doszczętnie zniszczone. Z tej okazji co roku organizowane są tytułowe igrzyska polegające na wyłonieniu chłopca i dziewczyny w każdym dystrykcie, którzy wkrótce zmierzą się ze sobą w morderczej i bratobójczej rozgrywce. Zwycięstwo przyniesie prestiż, dobrobyt, uznanie, a przede wszystkim ocalenie życia.


          W tak nakreślonym tle wyłania się postać Katniss, szesnastoletniej dziewczyny, która - w ramach ochotniczki - zgłasza się na igrzyska w miejsce młodszej siostry Prim. Po śmierci ojca Katniss jest jedynym żywicielem rodziny i zostaje zmuszona do opieki nad młodszą siostrą i matką, która nie potrafi podnieść się po poniesionej stracie. Po śmierci męża kobieta bowiem popada w marazm i nie umie odnaleźć w sobie dawnej chęci do życia. Dlatego też, by utrzymać rodzinę, dziewczyna wraz z przyjacielem Gale'm spędza w lesie wiele godzin zdobywając w ten sposób pożywienie. Jest wspaniałą łuczniczką i świetnie radzi sobie w tropieniu zwierzyny, a chłopak szybko staje się jedyną osobą, której Katniss ufa. Dziewczyna ma naturę buntowniczki. Jej życie zmienia się wraz z udziałem w igrzyskach, pozostaje w niej jednak nieodzowna natura do sprzeciwu. Wraz z Katniss do rozgrywki przystępuje Peeta Mellark, co przyniesie w powieści ciekawy wątek miłosny. W tym miejscu akcja zaczyna się rozwijać. 

           Mroczna wizja igrzysk w czasie, których grupa młodych ludzi wyrusza na pewną śmierć nie jest tematem nowym, a jedynie jego kolejną odsłoną. Wystarczy przypomnieć chociażby "Wielki marsz" S. Kinga. Pozycja Colins jednak zasługuje na uwagę, gdyż porusza także aktualne problemy społeczne. Książka stanowi wręcz paszkwil na współczesną modę, show biznes i szerzący się styl życia. Wyłania się z niej krytyka współczesnej próżności, zaspakajania własnych, hedonistycznych potrzeb i kłamliwych, wręcz fałszywych ludzkich postaw, z którymi tak często spotykamy się ówczesnych czasach. Tym samym staje się nieocenioną krytyką współczesności. I za to "Igrzyska śmierci" cenię najbardziej. 

         Książka jednak szerszego odbiorcę znajdzie przede wszystkim wśród młodzieży, bo i też do tej grupy docelowej jest kierowana. Mnie irytowała główna bohaterka, która bardzo często jawiła się jako egocentryczna i egoistyczna osoba. Czasem wręcz wzbudzała moją antypatię. Ale Collins cenię przede wszystkim za to, że z powodzeniem udało jej się dowieść, że tak naprawdę natura ludzka na przestrzeni wieków niewiele się zmieniła. Bo czy to starożytne igrzyska, czy te opisane w wymienionej powieści, ludzkie życie traktują jedynie jako zabawę, rozrywkę i spektakularne przedstawienie. Dowodzi, że na przestrzeni kilku tysięcy lat niewiele się zmieniło.

piątek, 5 kwietnia 2013

Pięćdziesiąt twarzy Greya - E. L. James






          "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to tytuł, o którym słyszeli prawie wszyscy. Co więc jeszcze można napisać o powieści, którą zachwycają się tysiące czytelników? Dołączyć do grona jej zwolenników i pisać o tym, jak pochłaniałam ją z płonącymi policzkami i wypiekami na twarzy? Z pewnością nie! Ostatnia czynność stanowczo zarezerwowana jest dla głównej bohaterki i niech tak zostanie. I o ile zawstydzanie się i czerwienie Any na początku powieści wydaje się słodkie i niewinne, o tyle w miarę rozwijania się akcji, z każdą przeczytaną stroną, staje się niezwykle irytujące i denerwujące. Ana jęczy, rumieni się i nieprzerwanie przygryza dolną wargę. Oczywiście jest inteligentną, piękną studentką, niemającą świadomości swej atrakcyjności i wdzięków. I w tym właśnie miejscu pojawia się tajemniczy Grey... Mężczyzna, który wprowadza ją w arkana cielesnej, fizycznej strony miłości, a raczej idąc z duchem powieści "pieprzenia". Pomimo skomplikowanej, tajemniczej i mrocznej osobowości głównego bohatera, jego postać również jest sztampowa i mechaniczna. Młody Mefisto, nieprzeciętnie przystojny co chwile przeczesuje włosy, żąda niekwestionowanego posłuszeństwa i jest pochłonięty manią sprawowania kontroli nad wszystkim i nad każdym. A jakikolwiek sprzeciw ze strony Any budzi w nim zdziwienie i niedowierzanie. Jednak dzięki jego osobie z powieści wyłania się niezwykle erotyczny i namiętny wątek miłosny. Mężczyzna uwodzi ją głosem, ciałem, nawet spojrzeniem... I choć to, co miało w książce najbardziej szokować i budzić największe kontrowersje, tak naprawdę podane jest w formie złagodzonej i nie zaskakuje. Relacja BDSM, która łączy parę bohaterów po raz kolejny podana jest w formie schematycznej. Sceny erotyczne na samym początku ciekawią, intrygują nawet, jednak dosyć szybko okazuje się, że są jednostajne, powtarzające swój charakter, co sprawia, że stają się po prostu nudne. I tak naprawdę nie przytłacza jakość scen erotycznych, tylko ich ilość. Wiadomo przecież, że każde spotkanie się Any i Greya skończy się w ten sam, pikantny sposób, co z resztą zostanie drobiazgowo przedstawione. 

      A czy temat tak naprawdę można uznać za szokującą nowość? Niekoniecznie. Ciężko bowiem się nie zgodzić z opinią, że sexu w różnych odsłonach jest na pęczki (szczególnie ostatnimi laty) w mediach, w internecie, w tv czy  wreszcie w literaturze. Historia Any i Greya to swoista bajeczka, w którą ciężko uwierzyć. Nie znając dalszych tomów na podstawie tytułów można się domyśleć, że Grey pod wpływem niewieściego serca Any zmienia siebie, a przede wszystkim swój stosunek do sexu, a co za tym idzie także do miłości, a historia romansu zamyka się w pięknym zdaniu na kształt: "i żyli długo i szczęśliwie". Mam jednak szczerą nadzieję, że bardzo się mylę w tym miejscu i dalsze losy bohaterów wcale nie okażą się takie przewidywalne. 

      O języku powieści również niewiele można rzec, bo tak naprawdę nie ma o czym. Jest prosty, ubogi, a dialogi są płytkie i w dodatku niewyszukane, stąd zapewne taka popularność książki. A trzeba przyznać, że przyswaja się ją niezwykle szybko i dosyć łatwo. Od czytelników bowiem nie wymaga się zbytniej inteligencji na poznanie jej treści. Nie zaskakuje stylem, nie uwodzi swą niebanalnością. Delikatnie mówiąc jest mocno przeciętna i śmiało mogę stwierdzić, że jest to jedna z najgorszych pozycji jakie kiedykolwiek czytałam. Książka nie zmusza do przemyśleń, zadawania sobie uniwersalnych pytań etc., bo chyba i nawet nie takie jej zadanie. Urywa się w miejscu, gdzie chciałoby się poznać dalsze wydarzenia i losy bohaterów. Dla mnie? Niekoniecznie. W moich oczach powieść "Pięćdziesiąt twarzy Greya" okazała się literaturą dosyć niskich lotów, która z powodzeniem możne pretendować do miana taniego porno w wersji książkowej. Jeżeli jednak ktoś chce spędzić wieczór z lekką, niewymagającą książka - polecam.

środa, 27 marca 2013

Matura to bzdura

  Świetny program, zachęcam do obejrzenia wszystkich, którzy go jeszcze nie znają. Filmiki pochodzą z zagadnień języka polskiego. Usłyszymy zatem pytania z warstwy językowej, jak i literackiej. 








wtorek, 26 marca 2013

Przerywnik dla rozrywki

       Język polski bardzo często nie kojarzy nam się w przyjemny sposób. Ale nie zawsze musi być nudny. Oto w jaki sposób można się nim bawić:


  • Na początek kilka palindromów czyli wyrażeń, które czytane od końca brzmią tak samo: 

Popija rum as, samuraj i pop,
Może jutro ta dama sama da tortu jeżom,
Metal ma wady brak sitka tam a baba ma takt i skarby da wam latem,
A kto i co tam ma, tam ma to ciotka
Co mi Nowy Roku dasz? - Z sadu kory woni moc.

wcale nie taka prosta rzecz :)


  • łamańce językowe:
     Te znamy wszyscy, niektóre króciutkie, inne bardzo długie i ciężkie do zapamiętania. I rzeczywiście przy niektórych język się szczególnie plącze. 


Cecylia czyta cytaty z Tacyta.
I cóż, że ze Szwecji?
Zarewolwerowany rewolwerowiec odrewolwerował zarewolwerowany rewolwer

chociaż to może nie najlepsze przykłady :) ale próbując jak najszybciej przeczytać.... kto wie? :)


  • wiersze

      Poezja sama w sobie bywa ciężka i trudna do interpretacji. Istnieją jednak takie perełki, które nie do końca trzeba brać na poważnie. To także jest mistrzostwo. Zabawa konwencją, tematyką może mieć swoje ciekawe strony. 


Jan Kochanowski - Raki


Folgujmy paniom nie sobie, ma rada:
Miłujmy wiernie, nie jest w nich przysada
Godności trzeba nie za nic tu cnota,
Miłości pragną nie pragną tu złota.
Miłują z serca nie patrzają zdrady,
Pilnują prawdy nie kłamają rady. 
Wiarę uprzejmą nie dar sobie ważą, 
W miarę nie nazbyt ciągnąć rzemień każą. 
Wiecznie wam służę nie służę na chwilę, 
Bezpiecznie wierzcie nie rad ja omylę.


     Wiersz czytany wspak nabiera zupełnie innego znaczenia. Spróbujmy zatem przeczytać go jeszcze raz, tym razem od tyłu. 

Teraz coś bardziej współczesnego:

Kocham Ciebie nie pamiętasz
Tęsknię nie potrafiąc żyć samej
Słucham nie mogąc przestać
Pragnę nie patrząc wstecz.

Zabiję siebie nie płacząc'
Miłość nie nienawiść czuję
Całuj nie czekaj!
Przytulaj nie puszczaj!


     Przykładów zabawy językiem polskim można zapewne znaleźć, dużo, duuuuużo więcej. Kto jest ciekawy, niech poszuka :)


czwartek, 21 marca 2013

Oskar i pani Róża - Eric-Emmanuel Schmitt

         




        Oskar i pani Róża" to pozycja znana i popularna na całym świecie, której nie trzeba specjalnie prezentować. Jest kolejną, spośród wielu książek, która podnosi temat śmierci. Temat ten jest jednak o tyle trudny, że dotyczy dziecka - młodego chłopca imieniem Oscar. Historia jest smutna, nie kończy się "happy endem", a Oscara tylko Bóg ma prawo obudzić. Chłopiec umiera. A my zostajemy pogrążeni we własnych myślach.

        Pierwsze co przykuwa uwagę to język. Prosty, a zarazem delikatny i subtelny. Co ważne nie pozbawiony również humorystycznego tonu. I pomimo iż książkę czytałam jakiś czas temu, nadal jestem pod wrażeniem tego, że o temacie tak trudnym jak choroba dziecka i jego powolne odchodzenie, można pisać tak eterycznie, tak łagodnie, a jednak niezwykle wyraziście i niebanalnie. Język wydaje się być odzwierciedleniem tytułowego chłopca. Oskar jest postacią kruchą, łagodną, niewinną, ale jednocześnie silną w sposób, który dla wielu z nas może wydać się niewiarygodny. Bo jak stawić czoło chorobie, jeżeli ma się świadomość, że w zbyt szybkim tempie zmierza ona ku nieszczęśliwemu końcowi? Ale Oskar żyje i jeden dzień zamienia na 10 lat w zgodzie z Bogiem i samym sobą. Każdy dzień jest metaforą kolejnej dekady. Chłopcu zatem udaje się dożyć sędziwego wieku. Przeżywa pierwszą miłość, pierwsze rozterki, rozczarowania, a także powodzenia i sukcesy.

          Najbardziej jednak urzeka to, że Oskar ze swym jakże krótkim, ale za to niezwykle bogatym doświadczeniem życiowym, wydaje się bardziej dorosły niż większość z nas. Dlaczego? bo choroba uczy, zmienia, doświadcza nas, a przede wszystkim otwiera oczy na rzeczy dotąd niepostrzegalne. I dlatego też książka ta traktuje w równej mierze o śmierci, jak i o życiu. Oskar przez zaledwie parę lat swego krótkiego istnienia zdobył mądrość życiową, która dla wielu z nas może stać się nieosiągalna. A wszystko dzięki Pani Róży, która jawi się niczym dobra wróżka dzieląca smutek i ból razem z chłopcem. Raz jest mądrą, służącą radą "ciocią", innym razem jawi się jako zapaśniczka, by za chwilę być jeszcze kimś innym. Oskar podąża za jej radami i oswaja się z tym, co nieuniknione. Ale dzięki niej ostatnie dni życia nie przytłaczają go bezwzględną chorobą. Wręcz przeciwnie. Chłopiec w tym co codzienne, czasem nawet monotonne odnajduje odrobinę szczęścia, ucząc nas, że pomimo wszystko my również zawsze powinniśmy patrzeć w jasną stronę życia. Doceniać, że żyjemy i przyjmować ten dar razem z jego pozytywnym i negatywnym wydźwiękiem.

        "Oskar i Pani Róża" w wielu czytelnikach budzi zachwyt, nostalgię, zmusza do przemyśleń o naturze egzystencjalnej. Nie jest przesadą napisać, że książka jest niezwykle poruszająca, zapada w pamięć i zapisuje się w sercach. Czasem jednak wydaje się zbyt prosta, troszeczkę naiwna, ale może to właśnie świadczy o jej sukcesie. W moim odczuciu może nie do końca jest arcydziełem, jednak z pewnością należy jej się zaszczytne miejsce w gronie literackich perełek


piątek, 15 marca 2013

Pianista - Władysław Szpilman


   
         

Od momentu ukazania się wydania niemieckiego w roku 1998 książka Szpilmana stała się światowym wydarzeniem. Została przetłumaczona na osiem języków, miała entuzjastyczne recenzje w wielu opiniotwórczych pismach na świecie.

Pisane na gorąco wspomnienia młodego pianisty z warszawskiego getta są fascynującym, choć straszliwym zapisem sześciu lat zwycięskiej walki ze stałym zagrożeniem śmiercią. Autor plastycznie odmalowuje pierwsze, stosunkowo "normalne" miesiące wojny, i rosnącą grozę osaczenia, zamknięcia, głodu i strachu. Pokazuje zwykłe ludzkie pragnienie spokoju i bestialstwo, tchórzliwość i odważną wielkoduszność.

Wbrew obowiązującym stereotypom, poszczególne cechy nie są przypisane do narodowości: są i dobrzy Niemcy, i gotowi nieść Żydom pomoc Polacy, i współpracujący z nazistami Żydzi. Ponad podziałami jest również umiłowanie muzyki, która - w sensie dosłownym - kilkakrotnie uratowała Szpilmanowi życie.

Roman Polański od dawna zamierzał zrobić film o Holocauście. Wspomnienia Szpilmana okazały się materiałem, na jaki czekał.

Płyta: Muzyka odegrała szczególną rolę w ocaleniu Władysława Szpilmana. Nokturn cis-moll Chopina, a także pozostałe prezentowane tu utwory, często wykonywane były przez niego na koncertach w Getcie Warszawskim. Płyta ta stanowi unikalną dokumentację życia kulturalnego podczas okupacji. Nagrania pochodzą z lat 1946-1963. (opis wydawcy)
                                                    

***


Pamiętnik Władysława Szpilmana jest obrazem doświadczeń i przeżyć z okresu hitlerowskiej wojny i okupacji, który został zaprezentowany z perspektywy zasymilowanego polskiego Żyda. Przeżycia z okresu II wojny światowej na trwałe zapisały się w świadomości Szpilmana. Wspomnienia pianisty to przede wszystkim świadectwo dramatycznych, czasem wręcz niewiarygodnych doświadczeń w okupowanej Polsce. Ukazany w nich został proces radzenia sobie z niemieckimi zbrodniami i przystosowywania się do niezwykle ciężkich i trudnych warunków życia. Jest to obraz niewyobrażalnych, trudnych przeżyć, których przebieg muzyk nakreślił w niezwykle wiarygodny sposób. Posługując się ubogimi środkami artystycznymi i pisząc językiem rzetelnym, prostym, Szpilman potrafił w pełni oddać wojenną atmosferę pełną lęków o życie swoje i najbliższych, obaw i strachu.


Wśród tak obszernie opisanego i tyle razy podejmowanego tematu, nie jest to jednak jedna z wielu pozycji, która nie wyróżnia się na tle innych. Niekonwencjonalne jest bowiem, że Zagłada i martylologia nie są ukazane jako zjawiska, których nie da się porównać z jakimkolwiek innym wydarzeniem. We wspomnieniach nie ma także ukazanych żadnych żydowskich obrzędów ani zwyczajów. Muzyk skupia się przede wszystkim na przedstawieniu świadectwa wojennej rzeczywistości nie pozwalając sobie na jakikolwiek komentarz. Dlatego też opisując los Żydów zgromadzonych w getcie warszawskim, kompozytor przedstawia straszliwe, prymitywne, czasem nawet zwierzęce warunki bytowania tysięcy ludzi, dystansując się zarazem od ukazywania tych zjawisk z perspektywy ofiar Szoah. Najważniejsze jest spisanie wydarzeń z lat niemieckiej okupacji ukazanych rzetelnie i obiektywnie. Przedstawiając obraz dzielnicy zamkniętej, daje pianista opisy straszliwej nędzy, brudu i ciasnoty, a także wielu sytuacji unaoczniających walkę o przetrwanie, jaką mieszkańcy getta toczyli między sobą, wykradając pożywienie, a częściej po prostu wyrywając je z rąk przechodzących osób.

Podobnie muzyk czyni opisując czas spędzony już po aryjskiej stronie Warszawy. Pianista pisze o swoim położeniu, a także o tym, jak wiele razy będąc bliskim śmierci niemalże cudem jej uniknął. Będąc zmuszonym do wielomiesięcznego ukrywania się, Szpilman ukazuje życie pod gruzami stolicy wyniszczonej przez powstanie warszawskie, gdzie każde wyjście poza obręb kryjówki wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem i groziło niemalże pewną śmiercią.

Ponadto na kartach swojego pamiętnika Szpilman ukazuje niezwykły stosunek do muzyki, która przez cały czas trwania okupacji, a także po wojnie pełniła w jego życiu istotną rolę. To właśnie dzięki zarobkom z występów w kawiarniach Żyd utrzymywał całą swoją rodzinę. Muzyka, jak również wszelkie jej przejawy towarzyszyły mu każdego dnia, stając się dla niego bezpiecznym azylem, który przynosił chwile zapomnienia o wojennej, okrutnej rzeczywistości. Wielokrotnie była ona ocaleniem od Zagłady, przedłużając życie pianisty, zarówno w wymiarze biologicznym, jak i duchowym.

Nie można również pominąć faktu, że ciekawym uzupełnieniem "Pianisty" są fragmenty dzienników prowadzonych przez kapitana Wilma Hosenfelda. Dowodzą one, że niemieckie społeczeństwo wiedziało o zbrodniach hitlerowskich. Zarówno zwykli obywatele, jak i żołnierze Wehrmachtu byli świadomi brutalnych czynów popełnianych na Wschodzie, czyli zakładania obozów koncentracyjnych i mordów na ludności cywilnej. Znali także prawdę o zagładzie Żydów. Z lektury dzienników wynika także jeszcze jeden istotny fakt: otóż wyłania się z nich postać tak zwanego „dobrego Niemca”, tym samym łamiąc stereotyp, że w czasie II wojny światowej każdy obywatel III Rzeszy był hitlerowcem czy esesmanem. Pomimo że w Pianiście kapitan Hosenfeld odegrał zaledwie epizodyczną rolę, tak naprawdę staje się drugim bohaterem tych wspomnień, bowiem w znamienny sposób zapisał się w życiu Szpilmana.

Dla osób zaznajomionych z tematyką Zagłady "Pianista" jest niewątpliwie ciekawym uzupełnieniem zgromadzonej już wiedzy. Dla czytelników, którzy dopiero zagłębiają się w ową tematykę, "Pianista" z pewnością będzie stanowić ciekawą lekturę, a przede wszystkim źródło cennych informacji. Bez wątpienia powinien stać się obowiązkową pozycją dla każdego z nas.

czwartek, 14 marca 2013

Współczesne książki dla młodzieży

            Przeglądam od czasu do czasu nowości wydawnicze skierowane do młodzieży i dziwi mnie, że większość z nich to przede wszystkim "paranormal romance" lub fantastyka. Wiadomo wydawnictwa kierują się odwieczną zasadą popytu i podażu. Oczywiście wszystko można uznać również za kwestię gustu, ale zastanawiam się co się stało ze "starymi, dobrymi klasykami". Wystarczy wspomnieć serię o Ani Shirley, Panu Samochodziku czy słynną niegdyś "Jeżycjadę". Czy te książki już bezpowrotnie odeszły do lamusa, a ich wartość całkowicie odejdzie w zapomnienie? Oczywiście zgodzę się ze zdaniem, że komuś nie odpowiada ich tematyka i tym samym nie są wystarczająco interesujące, by po nie sięgnąć. Owszem - to jestem w stanie zrozumieć. Dziwi mnie jednak i zarazem niepokoi rozpowszechniające się coraz szerzej zjawisko patrzenia na te książki z wyższością, a przecież połowa osób, które je krytykuje nigdy nawet nie miała ich w ręku. Może dzieje się tak za sprawą współczesnej mody w myśl, której to, co nie jest fantastyką nie zasługuję na dłuższą uwagę? Przeciętny Polak czyta niewiele. Z kolei rzeczywisty czytelnik to taki, który sięga po około 7 książek rocznie. Nie ważne zatem co, istotne, by czytać... Mi jednak nie daje spokoju pytanie: liczy się jedynie ilość czy również jakość czytanych książek? W dobie e-maili, smsów, gier komputerowych itp., sukcesem wydaje się już same sięgnięcie po książkę. Ważne jest jednak przecież, by poprzez literaturę poszerzać wiedzę i kształtować światopogląd. I wielkim uproszczeniem jest twierdzenie, że lepiej czytać cokolwiek niż wcale tego nie robić. Ja przede wszystkim uważam, że jeżeli chcemy mieć szeroki pogląd na literaturę, to powinniśmy dobierać książki tak, by móc wyrobić sobie opinie na większość gatunków. Chyba, że chcemy być mistrzami jednego gatunku. Warto zatem od czasu do czasu sięgnąć po coś zgoła odbiegającego od naszej ulubionej tematyki. Kto wie - może czeka nas miłe rozczarowanie?

niedziela, 3 marca 2013

Lala - Jacek Dehnel

Dziś moja pierwsza recenzja. Zacznę od książki, która budzi we mnie sentyment. 






Jest rok 1919. W Kielcach przychodzi na świat dziewczynka. Roztargniona rodzina przez pięć lat nie może się zebrać, aby nadać jej imię. Mówią o niej „Lalka”, „Laleczka”, „Lalunia”. W końcu rodzice wywiązują się ze swojego obowiązku, jednak dziewczynka na zawsze już pozostaje Lalą.W powieści Jacka Dehnela imię bohaterki nabiera jednak dodatkowych znaczeń. Z jednej strony jest wyrazem czułości, jaką przez całe życie otaczana była przez bliskich, z drugiej zaś metaforą jej starczego bezwładu i zdziecinnienia, powolnego zapadania w letarg, którego jesteśmy świadkami w ostatniej części utworu. Rozpięta pomiędzy tradycją rodzinnej sagi, biografii, powieści o dojrzewaniu i wywiadu-rzeki, „Lala” jest historią kobiety, która wbrew temu, co nieustannie powtarzała, zawsze miała więcej rozumu niż szczęścia. Dzięki temu udało jej się dokonać rzadkiej sztuki – przeżyła bezpiecznie i względnie pogodnie najokrutniejsze chyba stulecie w historii Europy. Perspektywa wkraczającego w dorosłość wnuka, z której śledzimy dawne i obecne losy bohaterki, dodaje książce specyficznego uroku. (opis wydawcy)




***




Lala Jacka Dehnela, stylizowana na powieść "mówioną", należy do kręgu literatury przedstawiającej dzieje wielopokoleniowej rodziny, a zwłaszcza losy tytułowej bohaterki. Lala, czyli Helena Bielecka, jest babką poety urodzoną w Kielcach w rodzinie, która w bardzo dużym stopniu została ukształtowana przez zawiłości wschodniej i środkowej Europy na przełomie XIX i XX wieku. Życie babki jest niezwykle barwne, czasem wręcz przepełnione zdumiewającymi zdarzeniami. Helena Bielecka bowiem to kobieta silna, pełna wdzięku i o niebanalnej urodzie. Dzięki niej powieść staje się anegdotycznie opowiedzianą przez tytułową bohaterkę sagą rodzinną. Dzięki jej wyraźnemu talentowi owe historie skrzą się dowcipem, zaskakującą pointą i niebywałym darem przyciągania słuchaczy. Taka też jest biografia Heleny Bienieckiej, kobiety wykształconej, dumnej, charyzmatycznej, a przede wszystkim silnej i niezwykle zaradnej. Kobiety, której zmierzch naznaczony został powolnym odchodzeniem zarówno osoby nieprzeciętnej, jak i wspomnień, które budują pamięć o niej samej i o minionej przeszłości. Dlatego też w powieści Lalę poznajemy również jako kobietę schorowaną, która z każdym dniem zdaje się coraz więcej zapominać ze swojego życia i historii, którymi przez tyle lat raczyła resztę rodziny. Zderzenie młodości ze starością tytułowej bohaterki stanowi w powieści interesujący kontrast.

Osobne miejsce w powieści zajmuje Lisów - rodzinny dworek znajdujący się na Kielecczyźnie. W pamięci babci, a nade wszystko w historii rodziny przybiera on szczególną postać. Jest dla nich sercem rodu, przestrzenią, która stanowiła bezpieczny azyl od wszelkich zawiłości historycznych i życiowych. I może wydać się to dosyć niewiarygodne, ale wojna jakby zdawała się omijać Lisów szerokim łukiem. Narrator ukazuje magię rodzinnego dworku tworząc jego familijny mit. Rodzinna posiadłość jest prywatną arkadią, a także krainą przynoszącą szczęście i radość jego mieszkańcom. Nieodzownie wpisana jest w dzieje rodu zajmując w nich szczególnie ważne i przede wszystkim sentymentalne miejsce.

Ciekawym zabiegiem w powieści jest fakt, że biografia Heleny Bieleckiej w pewnym momencie przekształca się w autobiografię Jacka. Dlatego też jest to również powieść, w której Jacek pokusił się o przedstawienie własnej osoby. Równocześnie z autobiografizmem opartym przede wszystkim na pokrywaniu się tożsamości autora, narratora i bohatera współgra wizerunek Dehnela. Ekstrawagancki wygląd pisarza, a także jego niekonwencjonalny sposób bycia niewątpliwie wpływa na odbiór powieści. Wizerunek staroświeckiego pisarza-erudyty wynikający z powieści podtrzymany się także w realnej rzeczywistości. Czytelnik jednak może mieć pewne problemy z odbiorem książki i całkowitym zrozumieniem zawiłej fabuły ze względu na brak  chronologiczności. Wątki niejednokrotnie nie mają powiązania z następnymi, a zaczęte historie kończą się wiele stron dalej. Często prezentowane zdarzenia przedstawiane są w odmienny sposób lub wręcz wykluczają się. Prowadzi to do tego, że nie wszystkie relacjonowane przez babcie historie są wiarygodne, a prawda faktograficzna jest zepchnięta na dalszy plan. Nie ona jest bowiem najważniejsza w powieści. Najistotniejszy jest proces przekazywania historii, sposób jej prezentacji i mechanizmy pozyskiwania uważnych słuchaczy. Z tego właśnie względu Lala stylizowana jest na gawędę szlachecką. Mówiony charakter tekstu uderza już od początkowych stron.

Na uwagę zasługuję ponadto fakt, że Lala nie jest wprawdzie debiutem literackim Dehnela, jest jednak jego pierwszą powieścią. Uznanie dojrzałości tekstu i talentu literackiego jego autora jest tym większe, że został on stworzony przez pisarza młodego, który nie przekroczył jeszcze trzydziestu lat.

Lala to ciepło napisana powieść, którą czyta się z uśmiechem na twarzy. Należy jednak pamiętać, że w przypadku Lali nie sama treść jest najważniejsza, bowiem niejednokrotnie schodzi ona dalszy plan. Wskrzeszając dawne lata i czyniąc bohaterką powieści osobę, która stopniowo gaśnie, Jacek oddaje hołd swojej babce składając wyrazy podziękowania za obecność jej postaci w jego życiu i tym samym ocalając ją od zapomnienia. Książka z całą pewnością zasługuję na uwagę. 

sobota, 2 marca 2013

Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych"


Nie wielu z nas wie, że wczoraj obchodziliśmy dzień upamiętniający tak zwanych "żołnierzy wyklętych". Nic dziwnego, jest to bowiem zaledwie jego druga rocznica. Warto jednak podkreślić, że nie ważne ile lat liczy święto, istotne jest natomiast, żeby nieprzerwanie kultywować pamięć o bohaterach, gdyż... ponieważ żyli prawem wilka, historia głucho o nich milczy. W tym miejscu warto się zapoznać z twórczością literacką podnoszącą temat "żołnierzy wyklętych". Literatura, w szczególności poezja składa wobec nich piękne hołdy. Moim ulubionym utworem są cytowane wyżej "Wilki" Zbigniewa Herberta:





Wilki

Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy

szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać

już nie zostanie agronomem
"Ciemny" a "Świt" - księgowym
"Marusia" - matką "Grom" - poetą
posiwia śnieg ich młode głowy

nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać

przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować - gryzipiórkom -
i gładzić ich zmierzwioną sierść

ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy

Zbigniew Herbert